... trwa zima 2007/2008, do sezonu rowerowego jeszcze chwila, plany treningowe ciągle w głowie, „ruszyć tyłek” - ta myśl pojawia się czasem, znienacka, zwłaszcza po spotkaniach w zaprzyjaźnionej knajpce, kiedy to koledzy opowiadają, co już ćwiczą ;-) no i ten widok roweru w trenażerze... rusza sumienie, więc niekiedy uspokajam je przejażdżką - nudną, monotonną, ale stwarzającą możliwość powspominania sobie, jak to było na różnych zawodach..kiedyś...
BikeChallenge 2005...
Informacje o tej imprezie zaczęły pojawiać się już we wrześniu 2004 roku.. zapowiadało się ciekawie, pierwsza tego typu impreza w Polsce..4 dni ścigania się w górach, Kotlina Kłodzka, zapaleńcy rowerowi... decyzja o uczestnictwie zapadła szybko. Dopiero po opłaceniu wpisowego, dotarło do nas, że to nie będzie lekka przejażdżka, a my przecież nawet nie trenujemy...ale przecież damy radę... Sezon 2005 zapoczątkowany zawodami w Łomiankach, potoczył się na tyle dobrze, że starty w kilku maratonach dały podstawy ku temu, żeby wierzyć w ukończenie BCH.
I nadszedł lipiec... wyjazd...
Wyobraź sobie najcięższy górski maraton i nastaw się na najgorsze, a potem pomnóż to jeszcze razy sześć i miej świadomość, że i tak będzie gorzej. Mowa o Bike Challenge wieloetapowym wyścigu na polsko-czeskim pograniczu, w którym dotarcie do mety jest najważniejszym i jedynym celem. 450km i ponad 12000m przewyższenia, 6 dni, zdobycie Wielkiej Sowy (1015 m n.p.m.) czy Masywu Śnieżnika (1220 m n.p.m.), nachylenia ponad 12%, start 225 zespołów, do mety dojechało 166. Te liczby nie tłumaczą skali trudności, nie informują o myślach startujących, dają jedynie namiastkę tego czego sam się nie spodziewałem. Jak dowiedzieliśmy się na starcie Polacy i Czesi stanowili 48% startujących, cała reszta to Łotwa, Litwa, Estonia, Belgia, Niemcy, Anglia, Dania... a nawet team z Południowej Afryki.
Impreza prawdziwie międzynarodowa, ale wtedy jeszcze nie zadawałem sobie pytania, co ja tu robię, najgorsze miało dopiero nadejść. Nocleg na podłodze w szkołach, stoły szwedzkie na śniadania i kolacje, wszystko tłumaczone w trzech językach, zimne prysznice, kolejki do mycia rowerów a nawet toalet, chip na nodze i identyfikator na szyi, przez tydzień mieliśmy być obiektem doświadczalnym, należeliśmy do wielkiego przedsięwzięcia, liczył się tylko rower, przejechane kilometry, wchłonięte tabletki, żele i woda, wylany pot i krew, czy wytrzymamy?